sobota, 7 grudnia 2013

" Drogie panie, proszę nie krzyczeć, to jest szkoła, nie targ "

    "Kolejny dzień z serii żyć, by przeżyć uważam za rozpoczęty" pomyślałam, gdy zaraz po przebudzeniu się przeczytałam kolejnego prześmiewczego sms'a. 
  Wstałam z łózka i zaczęłam się ubierać. Stanęłam przed lustrem i wpatrzyłam się w swoje odbicie. Nie byłam zbyt ładna, może to było powodem tych wszystkich wyśmiewań i obelg. Możliwe, niektórzy mieli też problem z moim charakterem, sama go niezbyt lubiłam. W sumie to nienawidziłam siebie, całego swojego ciała, swojej osobowości. Właściwie to nie byłam do końca pewna co było powodem tych wszystkich szyderstw, ale w każdym bądź razie nie podobało mi się to. Wiedziałam, że to moja wina, że kiedyś czymś im się naraziłam. Tylko czym ? I jak to naprawić ? Nie miałam pojęcia., a obok mnie nie było nikogo kto mógłby mi to powiedzieć.
  Byłam już ubrana. Wyszłam z domu i pobiegłam do szkoły. Gdy przyszłam na miejsce, zostało jeszcze 5 minut do lekcji. Po drodze do klasy nie obyło się bez wrednych żarcików. Miałam już tego serdecznie dość, lecz w żaden sposób nie mogłam temu zapobiec, to wszystko mnie przerastało. 
  Moim ratunkiem był dzwonek, który właśnie zadzwonił. Weszliśmy do klasy. Ja, jak zwykle, usiadłam w ostatniej ławce pod oknem. Na szczęście nikt nie zwrócił na mnie uwagi, co było mi na rękę. Oczy wszystkich zwrócone były w stronę wysokiego szatyna, o bardzo delikatnych rysach twarzy. Wszystkie dziewczyny zgromadziły się wokoło niego. Jedyną rzeczą która mnie zdziwiła było to, że nie zwrócił uwagi nawet na najładniejszą dziewczynę w klasie. Miranda nie ukrywała złości, cały czas szła za chłopakiem i mówiła do niego. On, jako jedyny w całej szkole, w ogóle nie słuchał tego, co mówiła, tylko kiwał potakująco głową, nawet na nią nie patrzył. Jego wzrok był skierowany w moją stronę, zaczęłam się rozglądać dookoła, szukając czegoś, co mogło przykuć uwagę chłopaka. Okno, za oknem śnieg, biały jak zawsze. Okno, zasłaniała je krótka, prosta firanka, nic nadzwyczajnego. Szafa, brązowa, czysta, zamknięta, pospolity mebel. Szafa, na szafie reklamówka, biała, związana. Ściana, zielona, w niektórych miejscach poodpadała farba, więc były szarawe, szkolna rzeczywistość. Ściana, na ścianie napis " IIa WITA ", czarne litery na białym tle,  norma. Ławka, brązowa, niewysoka. Ławka, przy ławce dwa krzesła trochę niższe od niej, żadna nowość. Krzesło, na krześle ja, średniego wzrostu brunetka, o długich, falowanych włosach spiętych w brzydkiego kucyka. Ja, o dużych ciemnobrązowych oczach, małym nosie i szerokim uśmiechu, którego nikt, oprócz mnie, nie miał okazji widzieć. Nigdy nie miałam powodu, by się uśmiechać.
  Podszedł do mnie. Onieśmielały mnie jego hipnotyzujące, zielone oczy. 
- Cześć. Jestem Maxie. Sama siedzisz ? Mogę się dosiąść ? - zapytał spoglądając to na mnie, to na krzesło.
- Lepiej odejdź jeśli nie chcesz sobie przerąbać w szkole już pierwszego dnia. Ze mną się nie rozmawia, zrozum to. 
- Dlaczego ?
- Bo nie i już. Po więcej szczegółów udaj się do reszty klasy.
- Dziwnie się zachowujesz... mnie nie interesuje opinia innych. 
- Ale mnie interesuje opinia innych o tobie. Jeśli nie chcesz być tak bardzo znienawidzony i wyśmiewany jak ja, to lepiej odejdź, usiądź jak najdalej i nie zbliżaj się do mnie już więcej. - powiedziałam. Zaraz kiedy skończyłam mówić, do klasy wszedł nauczyciel.
- Proszę zająć miejsca - powiedział na wstępie, schowałam drugie krzesło pod ławkę, więc Maxie usiadł w ławce przede mną. - Dziś będziemy robić doświadczenia, więc proszę dobrać się w pary. Maxie, ze względu na to, że jesteś nowy to możesz wybierać pierwszy. - powiedział nauczyciel chemii
- Dziękuję, więc chciałbym być w parze z...
- Ze mną ! - krzyknęła Miranda. 
- Nie, jednak wolałbym z kimś innym.
- Miranda, nie narzucaj się, bo Maxie się przestraszy i ucieknie. - powiedział nauczyciel, wszyscy wybuchnęli  śmiechem, a dziewczyna nabrała koloru purpury.
- Już wybrałem. - oznajmił przystojny szatyn i usiadł na krześle obok mnie, które przed chwilą wyciągnęłam spod ławki.
- Tylko nie ty... - szepnęłam sama do siebie.
- Tak, ja. - powiedział chłopak i uśmiechnął się promiennie.
- Nie boisz się, że będziesz takim pośmiewiskiem jak ja ? 
- Mówiłem już, nie interesuje mnie opinia innych, a prawdziwej miłości nic nie może stanąć na drodze. - powiedział chłopak, a jego wzrok spoczął na moich brzoskwiniowych wargach. Moje zwykle blade policzki nabrały lekkich rumieńców. Na mojej twarzy mimowolnie pokazał się lekki uśmiech - A jednak ja też ci się podobam - zachichotał pewnie chłopak
- Zajmijmy się lepiej chemią. - odpowiedziałam 
- Tą między nami ? - zapytał i przysunął się
- Nie, doświadczeniem - rzekłam i odsunęłam od niego krzesło.
- Okej... Możemy zrobić doświadczenie - stwierdził chłopak i nagle zbliżył twarz do mojej. Dzieliły nas zaledwie milimetry, w końcu nasze usta się spotkały, ogarnęło mnie uczucie ciepła. Po chwili zorientowałam się, że dalej jesteśmy na lekcji. Gdy odsunęliśmy się od siebie, zobaczyłam oczy wszystkich ludzi z naszej klasy, które były skierowane na nas. Z twarzy uczniów nie dało wyczytać się żadnego uczucia, może zdumienie, zaskoczenie, ale też nie do końca. Na szczęście nauczyciel nie zauważył zaistniałego zdarzenia, bo pisał treść doświadczenia na tablicy.
- Z główką ? - zapytałam szeptem chłopaka - Teraz będziesz miał przerąbane tak jak ja.
- No i ? Podobasz mi się i tylko to jest dla mnie ważne. - rzekł chłopak. Moje ciało znów ogarnęło przyjemne ciepło. Pierwszy raz, ktoś powiedział mi coś takiego, i to jeszcze ktoś, kto mi się podobał. Nie znałam go, nie do końca wiedziałam kim jest, ale mimo to wiele dla mnie znaczył. 
- E...a tak w ogóle, może to trochę dziwne pytanie po pocałunku i po takich wyznaniach jakie tu padły..., ale jak masz na imię ? - zapytał chłopak 
- Jessie - odpowiedziałam z szerokim uśmiechem na twarzy
- Bardzo ładnie
- Dziękuję. 
 W końcu zrobiliśmy doświadczenie zadane przez nauczyciela i oczywiście dostaliśmy 5, jak reszta klasy. Kiedy tylko wyszliśmy na przerwę to nikt już mi nie docinał, ale oczywiście nie obyło się bez złośliwych komentarzy Mirandy, lecz o dziwo jej 'przyjaciółka' (która była bardziej służącą) postawiła się jej
- Nie stój na drodze miłości. Jesteś egoistką, pustakiem, zupełnie nic się dla ciebie nie liczy. - warknęła, po czym dziewczyny zaczęły się kłócić. Do akcji wkroczył nauczyciel.
- Drogie panie, proszę nie krzyczeć, to jest szkoła, nie targ. - wtrącił
- Pogadamy potem. - powiedziała Miranda
- Nie mamy o czym - odburknęła jej koleżanka. 
  Dziwne było to, że dzięki tej całej akcji wszyscy zaczęli normalnie ze mną rozmawiać. Nie byłam już pośmiewiskiem, teraz wszyscy uwzięli się na Mirandę. 
- Jaka ty jesteś dziwna dziewczynko - zaśmiał się jeden chłopak z mojej klasy
- Stan, daj spokój, nikt nie zasługuje na to by się z niego śmiać - odpowiedziałam.
- Masz rację. Przepraszam... 
- Dziękuję Jessie, po tym wszystkim co ci zrobiłam, to ty i tak mnie bronisz ?- zapytała Miranda - Jestem pełna podziwu. Dziękuję. - powiedziała Mir kiedy zostałyśmy same.
- Nie masz za co. - rzekłam. 
  Wtedy nasze drogi całkowicie się rozeszły. Nawet na korytarzu przechodziłyśmy obok siebie obojętnie. Najlepsze było to, że już nikt nie był cięty na nikogo. Tylko co jakiś czas wszyscy śmiali się z jakiegoś konkretnego wydarzenia. Nikt nie był już tak poszkodowany jak kiedyś ja. Cieszyłam się z tego powodu. I pomyśleć, że to wszystko dzięki Maxiemu . 

sobota, 2 listopada 2013

Halloween by Liam (1D)

    Teraz wszyscy staliśmy w ciemnym korytarzu. Na szczęście nie byłem już sam, chociaż w sumie nie wiem co było gorsze, to, że znajdowałem się w tym strasznym miejscu czy to, że ta banda idiotów śmiała się w najlepsze myśląc, że udaję. Ale jak to wszystko się zaczęło :
Zaraz po przebudzeniu spojrzałem na kalendarz, jak codziennie zresztą. Dziś był 31 października, czyli Halloween.
- Ciekawe co dziwnego spotka mnie w tym roku - wymruczałem pod nosem
- Czas pokaże - usłyszałem przyjazny głos Nialla. Odwróciłem się gwałtownie, zaskoczony jego obecnością
- Co ty tu robisz ? - zapytałem
- Harry kazał zawołać cię na śniadanie - powiedział
- Harry zrobił śniadanie ? - zaśmiałem się
- Tak...dziwne, wiem....ale chodź już, bo jestem głodny - westchnął
- Dobra, idę, już idę - mruknąłem i zaraz za Horanem wyszedłem z pokoju, zszedłem po schodach i razem z resztą chłopaków usiadłem w salonie. Po chwili przyszedł Harry z dość dużą tacką pełną jedzenia, którą położył na stole. W całym pomieszczeniu zapachniało bekonem, momentalnie zgłodniałem.
- Harry...co się stało że zrobiłeś śniadanie ? Chcesz nas otruć ? Nie kończ jeszcze 1D - zachichotałem
- Wyluzuj Liam, to tylko jajka na bekonie, nie chcę was jeszcze uśmiercać - powiedział i podstępnie się uśmiechnął
- Jeszcze - podkreśliłem i wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
  Śniadanie było niesamowicie dobre. Nie ukrywam, że ogromnie zdziwiło mnie zachowanie Harry'ego, z reguły nie gotował, a już na pewno nie tak wcześnie rano. No ale cóż...było Halloween
  Kiedy skończyliśmy jeść usiedliśmy przed telewizorem, oglądaliśmy jakieś głupawe seriale i rozmawialiśmy, to u nas standard. Po jakimś czasie rozeszliśmy się, poszedłem do swojego pokoju i zastałem pościelone łóżko, które przecież zostawiłem w nieładzie. Poczułem nieprzyjemne kłucie w żołądku, bo chłopcy siedzieli cały czas ze mną, nie odeszli nawet na chwilę... To było dziwne...
(włącz piosenkę nr 3 hbl)
  Podszedłem do łóżka, kiedy zmierzałem w jego stronę zauważyłem, że obraz który wisi na ścianie jest lekko przekrzywiony. Porzucając zamiar oględzin łóżka, postanowiłem go poprawić, wyciągnąłem rękę w jego stronę i poruszyłem nim delikatnie. Wtedy coś chwyciło mnie za dłoń i w ciągu ułamka sekundy zgubiłem się w czeluściach ciemności. Starałem rozejrzeć się dookoła, ale nie miałem pojęcia gdzie jestem, zupełnie nic nie widziałem. Szedłem przed siebie, bo przecież nie pozostawało mi nic innego, nie było stąd wyjścia...w każdym bądź razie nie widziałem go.
  Przeszedłem może z 200 metrów po czym ujrzałem mały pomarańczowy płomień po lewej stronie. Podszedłem tam i wyciągnąłem zamocowaną w ścianie pochodnie rozświetlającą przestrzeń w promieniu około 10 metrów. Znajdowałem się w korytarzu, w długim korytarzu. Bałem się, to prawda, ale coś nie pozwalało mi zawrócić, koniecznie chciałem zobaczyć co jest dalej. W takim wypadku nie zmieniając kierunku szedłem dalej przed siebie. Muszę przyznać, że ten krajobraz po chwili zaczął mnie nużyć, szedłem od prawie pół godziny i nie widziałem nic poza dwoma ścianami i wąską przestrzenią pomiędzy nimi. Korytarz, w którym się znajdowałem zdawał się być niekończącym. Po kolejnych odległościach, które przemierzałem, zauważyłem maleńkie drzwi, wysokością sięgające gdzieś do moich kolan. Jedynym sposobem, żeby się tam dostać było wczołganie się. Tak też zrobiłem, nie miałem ochoty dłużej iść tym nudnym korytarzem.
  Położyłem się na ziemi i wczołgałem się przez drzwiczki, na szczęście poziom stropu z każdym metrem podnosił się prawie o połowę, więc nie byłem skazany na długie wicie się po ziemi.
  Kiedy wstałem zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu, znowu znajdowałem się w korytarzu, ale ten był inny, poprzedni w stosunku do niego był o wiele przytulniejszy. Zamiast drewnianej boazerii ozdabiały go ceglane mury. Wolę nie mówić o zapachu, który roznosił się tutaj. Sam nie do końca wiem co to za zapach, ale zdecydowanie nie był przyjazny dla moich nozdrzy, które po czasie zaczęły mnie szczypać, podobnie jak i oczy. Zastanawiam się czy to nie był przypadkiem zapach czosnku...
Przemierzając pierwszy korytarz nie natknąłem się na nic podejrzanego, a w tym wręcz przeciwnie, po ziemi co kawałek walały się jakieś skrawki białego bandaża, papieru toaletowego czy czegokolwiek innego czym to było. Przez cały czas towarzyszył mi strach, ręce lekko drżały, podobnie jak całe ciało. Bałem się, nie ma co, ale nie chciałem wracać, chciałem poznać coś nowego. Nie mam pojęcia co wtedy się ze mną działo, ale nie mogłem wrócić.
  Szedłem na przód, starając się nie myśleć o rzeczach walających się po podłodze. Po pewnym czasie drogi ujrzałem ogromne drzwi, podszedłem do nich, kiedy chciałem chwycić za klamkę, same się otwarły z głośnym zgrzytem, który poniekąd mnie przeraził. Cicho wszedłem do środka, tam również było ciemno. Nagle poczułem chłód owiewający całe moje ciało, pochodnia, którą trzymałem w dłoni zgasła, a ja wyraźnie czułem czyjąś obecność. Wiatr zaczął się wzmacniać, a do moich uszu dochodziły ciche głosy i wołania "pomocy". Przerażony okręciłem się wokół własnej osi, ale niestety nic nie mogłem zobaczyć, było zbyt ciemno. Wiatr zaczął powoli ustawać, podobnie jak i głosy. Kiedy wszystko się uspokoiło, w pokoju zaświeciło się światło, co również mnie przeraziło, ale cieszyłem się, że wreszcie jest jasno. Chociaż chyba wolałbym nie widzieć tego, co znajdowało się w tym pokoju. Na kamiennych ścianach widać było czerwone plamy, w lewym rogu leżała kupka zakrwawionych bandaży, do sufitu przyczepiona była jakaś zielona substancja, a po jednej ze ścian chodziły pająki wielkości mojej pięści. Coś przewróciło mi się w żołądku, chciałem jak najszybciej stamtąd uciec, nie ważne jak, nie ważne gdzie. Nie chciałem tu być.
  Chciałem znaleźć stąd wyjście, w tym celu rozejrzałem się po pokoju, nie było żadnych drzwi, nawet tych przez które tu wszedłem...to było dziwne. Poczułem pewnego rodzaju pustkę w sobie, strach przeszywał całe moje ciało, powoli zacząłem tracić równowagę i niekontrolowanie osunąłem się na ziemię.
    Obudził mnie donośny śmiech, gwałtownie otworzyłem oczy, a mój wzrok spotkał zarys ogromnej postaci stojącej nade mną. Znowu panowała poniekąd ciemność, tylko że tym razem było choć jedno źródło światła, pojedyncze promienie księżyca wpadające do niewielkiego pomieszczenia, w którym się znajdowałem.
  Leżałem na nie wyższej niż do połowy mojego uda pryczy, od razu kiedy dotarło do mnie, że jestem w jeszcze innym miejscu, usiadłem i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wyglądało poniekąd jak zwykły pokój, tyle, że niezbyt przytulny i trochę zaniedbany. Następnie swój wzrok skupiłem na postaci stojącej przede mną, była zdecydowanie większa ode mnie. Potwór był bardzo masywny, a jego ciało było pokryte brązowawym szlamem. Jego głowa była wielkości dyni, ale przynajmniej była proporcjonalna, nie to co oczy, które w stosunku do całego ciała były bardzo małe albo nos, który z kolei był za duży i zajmował prawie połowę jego twarzy, na szczęście zostawił trochę miejsca ustom, które również były nadzwyczaj duże. Jego uszy były równie proporcjonalne jak oczy, a czarne i tłuste włosy, mógłbym chyba nazwać je nawet sierścią, przykrywały jego czoło, tak, że wyglądał jakby miał monobrew. Owszem, był przerażający, ale zarazem tak komiczny, że nie mogłem się powstrzymać i wybuchnąłem śmiechem. To był śmiech spowodowany nie tylko jego wyglądem, ale także zakłopotaniem, strachem i stresem. Wbrew wszystkiemu co miałem w planach, chciałem wracać... to wszystko mnie przerosło
- Co ja tu robię ? - zapytałem po chwili już z nutą strachu w głosie
- Czekasz na swoją kolej - zaśmiał się potwór
- Do ? - zdziwiłem się
- Do zupy - powiedział dumnie i odwrócił się. Dopiero teraz spostrzegłem, że na środku pokoju było dość spore palenisko, na którym stał podobnej średnicy garnek. Moje serce nabrało nienaturalnie szybkiego rytmu, dopiero teraz rozpoczynała się przygoda...
  Kiedy troll się odwrócił ponownie przyjrzałem się pokojowi, nie było żadnych drzwi. Obadałem wzrokiem potwora i na jego plecach zauważyłem sznurek, na którym wisiał klucz. Wystarczyłoby tylko go zdobyć i znaleźć miejsce, w którym były drzwi... Tak sądzę... Lecz problem był niemały... Nie zdążyłbym zrobić tego wszystkiego, bo troll cały czas tutaj był. I w tym właśnie momencie wpadłem na genialny plan, który postanowiłem wprowadzić w życie od razu.
- Przepraszam panie potworze, ale jaką zupę będziesz robił ? - zagadnąłem. Troll odwrócił się w moją stronę
- Co ?
- Jaką zupę będziesz robił ? - powtórzyłem pytanie
- Normalną
- Czyli ?
- Czyli na mięsie
- A jakieś przyprawy do smaku ? Warzywa ? Pomyślałeś o tym ? - drążyłem temat.
- E....
- No właśnie, może byś tak dorzucił trochę jakichś korzonków, marchewki, buraków, pietruszki, czegokolwiek. Dla zdrowia
- A gdzie to można porwać ?
- Nie porwać, a kupić albo wyrwać z ziemi, z ogródka. Pójdziemy razem poszukać, dobra ? Wtedy twoja zupa będzie smaczniejsza
- E....dobrze....chodźmy . - powiedział i przerzucił sznurek z kluczem na szyję. Podszedł do drzwi, chwycił go i zarysował nim półkole, w tym miejscu zaczęły pojawiać się drzwi, które troll otworzył kopniakiem.
  Kiedy przez nie przeszliśmy znaleźliśmy się w polach. Jak wszystko w tym świecie, były przerażające. Rozświetlał je jedynie księżyc. Rozejrzałem się dookoła, było tak szaro, ponuro.. Trawy rosnące gdzieś na ścieżkach, liście wystające z ziemi, krzaki otaczające działki, to wszystko wyglądało tak samo, żadnej różnorodności. Szarość, monotonność. Chociaż w sumie ta szarość i monotonność, niby takie niepozorne, a w mojej głowie budziły lęk. Obróciłem się wokół własnej osi - troll zakluczył drzwi, a one tak po prostu zniknęły.
- Jakie przyprawy, jakie warzywa ? - zapytał troll - Oszukujesz ?
- Nie, spokojnie. Popatrz, tutaj masz ziemniaki - wskazałem na liście wystające z ziemi.
- Tego się nie je ! - wrzasnął potwór tak głośno, że o mało nie zwalił mnie z nóg.
- U nas się je . - wzruszyłem ramionami i podszedłem chcąc wykopać bulwę.
- To trujące ! - krzyknął po raz kolejny
- Nie, to nie jest trujące.To warzywo, które je się w zupie - wyjaśniłem
- Nie ! - potwór podniósł głos po raz kolejny .
- Spokojnie. - mruknąłem - Nie zerwę tego, ale czy mógłbym zobaczyć ten klucz ? - zapytałem po chwili. W końcu nie miałem nic do stracenia.
- Ten ? - zdziwił się potwór i wskazał na swój wisior
- Tak, ten. Mogę ? - zadałem pytanie życzliwie
- E....nie wiem
- A masz jego kopię?
- Tak....w pokoju
- To mogę na chwilę pożyczyć ?
- E....
- No proszę... - troll zerwał sznurek z szyi i podał mi go
- Ale masz go oddać ! - warknął
- Oczywiście - westchnąłem i narysowałem półkole. Pojawiły się drzwi, nie oglądając się, szybko przez nie przeszedłem i zamknąłem kluczem by zniknęły. Odetchnąłem z ulgą, byłem z powrotem w jego pokoju, już sam. Na szczęście.
  Nakreśliłem przed jedną ze ścian kolejne półkole myśląc tylko o tym, by znaleźć się w domu. Przede mną pojawiły się drzwi, otwarłem je. Za nimi znajdował się drugi korytarz, ten z którego przeszedłem do strasznego pokoju, gdzie troll mnie znalazł. Zrobiłem krok w stronę przejścia, kiedy obudziły się we mnie wyrzuty sumienia. Podszedłem do przeciwległej ściany i po raz kolejny nakreśliłem półkole myśląc o polach. Kiedy pojawiły się drzwi otwarłem je i zagwizdałem na zdenerwowanego potwora. Zanim zdążył cokolwiek zrobić wbiegłem w korytarz i zakluczyłem za sobą drzwi, które zniknęły.
Idąc przed siebie w egipskich ciemnościach nie myślałem o już o strachu. Tak bardzo cieszyłem się, że mam klucz i dam radę wrócić do domu, że zupełnie o nim zapomniałem. Pewnie przemierzałem korytarz chcąc podejść jak najbliżej miejsca, w którym wszedłem tu po raz pierwszy. W pewnym momencie coś mnie zaniepokoiło, usłyszałem jakby śmiechy. Przyspieszyłem kroku, kiedy nagle poczułem zderzenie z czymś lub kimś, upadłem na podłogę, ale szybko się pozbierałem. Czułem tego obecność, mimo że pomiędzy nami panowała cisza, czułem ją. Serce po raz kolejny biło zbyt szybkim tempem, a krew nienaturalnie pulsowała mi w żyłach. Nie zważając na nic zacząłem biec pospieszany adrenaliną. Biegł tuż za mną, a może nawet biegli, bo było ich chyba więcej. Po długim czasie biegu w tym, jak myślałem, niekończącym się korytarzu, pokazała się ostatnia ściana na którą oczywiście wpadłem, teraz nie było już ratunku. Zacząłem krzyczeć, to jedyne co mi pozostało. Zbliżali się, czułem ich coraz bliżej.
- Liam ? To ty ? Zamknij się, bo ogłuchniemy - usłyszałem znajomy głos
- Harry... - wyszeptałem
- Nie, troll - parsknął śmiechem
- O co chodzi ? - zapytał Louis
- To nie jest śmieszne, tutaj poważnie jest troll, chodźmy stąd póki jeszcze możemy - mruknąłem
- Liam, wyluzuj, trolle nie istnieją - powiedział Zayn z politowaniem
- A tak w ogóle, to gdzie my jesteśmy? - zapytał Niall
- Sam chciałbym wiedzieć - westchnąłem
- A jak stąd wyjść ? - zaciekawił się Harry
- Za pomocą klucza
- Po co ci klucz skoro nigdzie nie ma tu drzwi ? - zapytał Louis po czym wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Ogarnijcie się, okej ? Mówię poważnie, mam go od trolla, który mnie porwał i ...
- Liam...hahahah....trolle nie istnie....nie istnieją - wydusił Niall przez śmiech.
Westchnąłem
Teraz wszyscy staliśmy w ciemnym korytarzu. Na szczęście nie byłem już sam, chociaż w sumie nie wiem co było gorsze, to, że znajdowałem się w tym strasznym miejscu czy to, że ta banda idiotów śmiała się w najlepsze myśląc, że udaję. 
Stanąłem przed jedną ze ścian i nakreśliłem półkole myśląc o domu, przed nami zaczęły pojawiać się drzwi. Wtedy usłyszeliśmy głośny ryk. Tak, to był troll.
- Liam, wkręcasz nas, prawda? - zapytał Harry, w którego głosie można było wyczuć nutę przerażenia. Nie odpowiedziałem. Chwyciłem za klamkę i otwarłem drzwi, przeszedłem przez nie do kolejnego korytarza. Chłopcy skopiowali moje ruchy i szybko zakluczyłem magiczne przejście. Przeszliśmy kawałek drogi, po czym znowu zarysowałem kluczem coś na kształt półkola, a drzwi jak wcześniej się pojawiły. Kiedy przez nie przeszliśmy znaleźliśmy się w domu, w moim pokoju.
- Payne...co to miało być? - zapytał przerażony Niall, wyglądał przekomicznie, podobnie jak i reszta chłopaków. Wszyscy mieli poszerzone od strachu źrenice i wyglądali jakby za chwilę mieli się rozpłakać.
- O co wam chodzi ? - udawałem zdziwienie
- To...tttto co przeddd chwillllą.... - wyjąkał Zayn
- Oj chłopcy... to wszystko wasza chora wyobraźnia, może ograniczcie niektóre leki, bo źle wpływają wam na psychikę - zaśmiałem się i wyszedłem zostawiając ich wszystkich w niemałym szoku.
Takie Halloween mogę przeżywać co roku....

sobota, 31 sierpnia 2013

"Nikt taki" (1D)

Byłam już prawie ubrana, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi
- Proszę, otwarte - krzyknęłam, zapinając ostatni guzik koszuli.
- Cześć ślicznotko - wychrypiał Niall na powitanie składając pocałunek na moich ustach.
- Coś nie tak z twoim głosem ? - zapytałam
- Mam okropną chrypę.
- Tego akurat nie da się nie zauważyć. Co się dzieje ? Jesteś chory ? - zapytałam z troską
- Nie, skarbie. Będzie dobrze - uśmiechnął się szeroko.
- Przecież dzisiaj macie koncert. Będziesz śpiewał z playbacku ?
- Nie...Może do wieczora zejdzie mi ta chrypa, a jak nie to Louis będzie za mnie śpiewał.
- A ty wtedy ...?
- Będę grać na gitarze.
- Okay. Ale jak to się stało, że masz taką chrypę ? Przyznaj się, byłeś wczoraj na meczu - uśmiechnęłam się łobuzersko
- Nie, kochanie. Oglądałem mecz w telewizji - mruknął ledwo słyszalnie
- Z Hazzą, prawda ? - zrobiłam jedną ze swoich podejrzliwych min
- Tak - mruknął
- Głupek - zachichotałam i pociągnęłam go za rękę wychodząc z domu. - To gdzie idziemy ? - zapytałam zamykając drzwi.
- Na lody ? - znacząco poruszył brwiami
- Z tą chrypą ? Nigdy - krzyknęłam udając, że nie rozumiem podtekstu
- Ale...
- Niall, wiem o co ci chodzi, nie - zachichotałam i dałam mu buziaka w policzek.
- To idziemy do Nando's - zaśmiał się i zaczął biec do autobusu, który właśnie się zatrzymał .
- Jesteś pewien, że chcesz tym jechać ? - zapytałam
- Jasne - uśmiechnął się szeroko i wsiadł do double bus'a wychodząc na górę. Przednie siedzenie było wolne więc od razu je zajął.
- Za chwile będą tu tłumy fanek. - mruknęłam niezadowolona
- Co ? Zapomnij o tym - powiedział, a uśmiech nadal nie schodził mu z ust.
- Niall...? - zapytała niepewnie jedna dziewczynka siedząca za nami
- Tak ? - mruknął
- Mmmmogę aautoggrafff ? - poprosiła okropnie się jąkając.
- Nie mam długopisu - powiedział smutno. Zawsze w takich sytuacjach czuł się okropnie.
- Ale ja mam ! - krzyknęłam ratując sytuację, a jednocześnie zwróciłam na nas uwagę wszystkich ludzi siedzących na piętrze w autobusie. - Cholera - prychnęłam kiedy wokół mnie i Niall'a znalazło się kilkadziesiąt os,ób. Niall zrobił sobie z każdym zdjęcie i dał autograf. Najgorsze było to, że przejechaliśmy nasz przystanek, więc kiedy oblężenie fanów się skończyło, wysiedliśmy z autobusu i zamówiliśmy taksówkę.
- Zapomnij o fanach - przedrzeźniałam Niall'a
- To nie takie łatwe, przepraszam - mruknął równie rozdrażniony jak i ja.
- Mogliśmy od razu jechać taksówką, ale nie, szanowny pan Niall Horan wolał być oblężony przez fanów na randce. Mogłeś z nimi sobie iść, a nie ze mną. - krzyknęłam i wyrzuciłam ręce w powietrze w geście frustracji.
- Przepraszam - wyszeptał wyraźnie smutny. - Chciałem Ci pokazać, że niezależnie od ludzi, którzy nas otaczają jesteś dla mnie najważniejsza.
- To dlaczego całkiem mnie olałeś przy tych ludziach ? A kiedy zapytali kim jestem to odpowiedziałeś 'a nikt taki' - krzyknęłam, a łza spłynęła po moim policzku
- Wiesz jaką wzbudziłbym sensacje mówiąc, że jesteśmy razem i idziemy na randkę ? Wtedy ty też nie mogłabyś się uwolnić od tych ludzi. - krzyknął
- Masz rację, lepiej było mnie olać - prychnęłam
- Przep....- powiedział tylko tyle, potem nie mógł wykrztusić już słowa
- Niall, co jest ? - w odpowiedzi pokazywał na swoje gardło. - To przeze mnie ? - zapytałam smutno, a on tylko wzruszył ramionami. - Niall, ja nie chciałam... - wskazał na siebie - Nie, to nie jest twoja wina ! - krzyknęłam - Dobra, nie ważne. Idziemy do lekarza - powiedziałam i kiedy przyjechała nasza taksówka. Nie zwracając uwagi na nieme protesty mojego chłopaka poprosiłam kierowcę, by jechał do lekarza Nialla. Dojechaliśmy na miejsce i zapłaciliśmy kierowcy. Weszliśmy do budynku i zostaliśmy przyjęci bez kolejki. Lekarz, po przebadaniu piosenkarza, powiedział, że nie będzie mógł wydawać z siebie żadnych dźwięków przez najbliższe 72 godziny, bo inaczej straci głos na zawsze. Przepisał mu jakieś tabletki i po niespełna pół godziny mogliśmy wyjść z gabinetu.
- Chodź Niall, idziemy powiedzieć chłopakom - zarządziłam i poszliśmy do domu, który znajdował się niecały kilometr od lekarza. Zadzwoniliśmy na dzwonek. Drzwi otworzył nam uśmiechnięty Harry
- Jak było ? - zapytał entuzjastycznie, ale kiedy zobaczył niezadowoloną minę Nialla, też posmutniał.
- 72 godziny bez dźwięku - powiedziałam i spojrzałam w kierunku Horanka
- To odwołamy koncerty - mruknął Hazza. Niall w proteście pokręcił głową. Pokazywał, że coś pisze, więc weszliśmy do środka. Pobiegłam do jego pokoju i wzięłam blok z kartkami i długopis. Przyniosłam go chłopakowi. W podzięce kiwnął głową.
"Pogrzało cię?! Będziecie za mnie śpiewać. Rozdzielcie sobie moje solówki " napisał.
"Zajmijcie się tym, a teraz was przepraszam,ale muszę porozmawiać z Wiktorią. " dopisał i spojrzał na mnie znacząco. Poszliśmy do jego pokoju i usiedliśmy na łóżku.
"Przepraszam, jesteś dla mnie najważniejsza"
- Więc dlaczego tak po prostu potrafiłeś powiedzieć tym ludziom, że jestem NIKIM? - zapytałam wściekła
"Nie wiem. Chciałem, żebyś chociaż ty miała spokój, wiem że nie lubisz tłumów."
- Jasne. Niall, nie pogrążaj się
"Proszę cię, nie zachowuj się jak szmata, tylko mi wybacz. Przecież nic takiego się nie stało."
- Szmata ? Nic takiego się nie stało ? - powtórzyłam z wyrzutem niezrozumiane przeze mnie słowa - Jeżeli jestem szmatą, a dla ciebie nic się nie stało, to nie ma sensu, żebym dłużej tu siedziała - krzyknęłam i wbiegłam z pokoju zalewając się łzami. - Pa. - powiedziałam chłopakom, kiedy wychodziłam z mieszkania.
Przez trzy dni Niall ani na chwilę do mnie nie zajrzał. Nie zadzwonił, nawet nie napisał głupiego sms'a. Zupełnie o mnie zapomniał. Kiedy na czwarty dzień zrozpaczona siedziałam na kanapie w salonie usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam do nich i otwarłam. Zobaczyłam Horana w garniturze z piękną, czerwoną różą w ręku.
- Zachowałem się jak gówniarz. Wybaczysz mi ? - zapytał z nadzieją w głosie. Nie odpowiedziałam. - Ubierz się i chodź ze mną - powiedział - Proszę - dodał - Chcę ci coś pokazać.
Poszłam do pokoju i założyłam sukienkę. Pomalowałam się i spięłam włosy w kucyka. Kiedy wyszłam z pokoju Niall nadal stał w drzwiach. Kiedy do niego podeszłam chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą. Wyszliśmy z kamienicy i chłopak zagwizdał. W tym momencie zauważyłam samolot, który nakreślił na niebie piękne serce z napisem " Niall + Wiktoria "
- Kocham cię - wyszeptałam i wtuliłam się w chłopaka.
- Ja ciebie - odpowiedział i złożył na moich ustach pocałunek. Potem wybraliśmy się na romantyczną kolację i Niall postanowił odprowadzić mnie do domu. Usiadł w salonie, a ja poszłam do pokoju odłożyć torebkę, kiedy wróciłam chłopak stał z rozłożonymi ramionami czekając aż go przytulę. Podeszłam do niego i tak zrobiłam. On uniósł mnie nad ziemię i zaniósł z powrotem do mojego pokoju kładąc na łóżku. Namiętnie wpił się w moje usta i zaczął rozpinać moją sukienkę...

piątek, 30 sierpnia 2013

Poważna rozmowa (1D)

"Za 10 minut w parku. Chcę pogadać." 
Przeczytałam sms'a od Nialla i zaczęłam się ubierać. Byłam ciekawa co tym razem wymyślił mój przyjaciel. Wybiegłam z domu i dobiegłam na miejsce kilka minut po czasie
- Jak zwykle się spóźniłaś - zaśmiał się Niall, który czekał na mnie na jednej z pobliskich ławek.
- Przepraszam ? - zachichotałam.
- Wybaczam ? - uśmiechnął się lekko i pokazał mi, żebym koło niego usiadła. Tak też zrobiłam.
- To o czym chciałeś porozmawiać ? - zapytałam po chwili.
- Bo...Klaudia...ja mam dziewczynę, wiesz ? - powiedział zmieszany
- Serio ? To bardzo fajnie - odpowiedziałam z udawanym entuzjazmem.
- Tak, tylko że ja nie potrafię powiedzieć jej tego co czuję, ona nie chce uwierzyć mi, że ją naprawdę kocham. Rozmawialiśmy i wspomniałem coś o tym, że się z tobą przyjaźnię. Postawiła mi warunek. Albo ty, albo ona. - wyszeptał smutno
- I kogo wybrałeś ? - zapytałam ledwo powstrzymując łzy.
- Klaudia, ja...ja naprawdę ją kocham - stwierdził. Zamilkłam. Nie mogłam poradzić sobie z natłokiem myśli. To było straszne, chłopak, którego kochałam, mój najlepszy przyjaciel miał dziewczynę i ona kazała mu wybrać. Tak po prostu potrafił zapomnieć o tym co przeżyliśmy. - Klaudia ? - zapytał niepewnie
- Czyli wybrałeś ją ? - zapytałam, a jedna łza spłynęłam po moim policzku.
- Klaudia, przepraszam, spróbuj mnie zrozumieć, już nigdy nie znajdę takiej dziewczyny. Ona jest niesamowita. - mruknął i spojrzał w moje oczy.
- Nie, Niall, nie mogę cię zrozumieć. Zapomniałeś o tym wszystkim co kiedykolwiek nas łączyło ? O tych przegadanych nocach, spacerach, wspólnie rozwiązanych problemach, o wszystkich dobrych i złych chwilach. Zawsze byłam przy tobie kiedy mnie potrzebowałeś, a ty byłeś przy mnie. Więc mówisz, że takiej dziewczyny już nie znajdziesz. A znajdziesz taką przyjaciółkę ? Jeżeli tak, to gratuluję i życzę powodzenia. Bo ty dla mnie jesteś niezastąpiony. Ale jeżeli mnie można tak łatwo zamienić to okej. Nie ma sprawy ! - wykrzyczałam, a łzy mimowolnie spływały po moich policzkach.
- Klaudia, to nie tak. - stanął na wprost mnie. Zbliżając swoja twarz do mojej na odległość zaledwie kilku centymetrów. Staliśmy tak przez chwilę milcząc - Masz rację, zbyt wiele nas łączy, żebym mógł to tak po prostu zostawić. - powiedział po chwili - Jeżeli ona mi nie ufa, to już jej problem. Ale musisz obiecać mi jedno. Już na zawsze będziesz moja - uśmiechnął się i delikatnie wpił się w moje usta, a ja oddałam pocałunek.
- A co z nią ? - zapytałam kiedy już się od siebie odsunęliśmy .
- To tylko ściema, chciałem poznać twoją reakcję. - zaśmiał się.
- Horan - wysyczałam groźnie.
- Ja też cię kocham - powiedział i po raz kolejny złączył nasze usta w pełnym miłości pocałunku.

"Jego głos był straszny, jakby mówiły miliony takich demonów"

Była ciemna, zimowa noc. Jak to czesto w zimie, było dość chłodno. Szłam ulicą, słyszałam tylko niespokojne bicie mojego serca i swój nierówny oddech. Byłam zupełnie sama, w sumie chyba tego potrzebowałam. Chciałam sprawdzić co zobaczyłam minionej nocy. Poszłam w to samo miejsce co wczoraj, na wielki plac, przez który w dzien przewijały się tysiące ludzi, ponieważ był bardzo piękny i posiadał ciekawą historię. Nocą nie było tam żadnej żywej duszy, typowe mroczne miejsce. Możliwe, że dlatego ludzie nie lubią przychodzić tu na nocne spacerki. Jak już wspominałam, byłam zupełnie sama, chciałam wrócić do domu, ale jakaś część mnie kazała mi czekać, czekać na to coś. Nie wiedziałam czy to coś jeszcze się pojawi. Jeśli się pojawi to co się ze mną stanie ? A jeśli nie, poprostu odejdę. Czekałam dość długo, było mi już zimno, postanowilam odejść. Gdy ostatni raz sie odwróciłam to coś pojawiło się. Teraz byłam tam tylko ja i to coś, to coś, co nie dało mi zmrużyć oka ostatniej nocy. Stałam wpatrzona w czarną rozmazaną postać. W żaden sposób nie mogłam rozpoznać kim lub czym jest ta istota. Bałam się, tak strasznie się bałam. "Głupia. Po co ja tu przychodziłam?" pomyślałam. "No nic. Trzeba być odważnym. Żyje się tylko raz. Ale szkoda, że ja przeżyłam dopiero 16 lat". W końcu zebrałam się na odwagę i zapytałam
- Czym jesteś ?
- Hahaha. Demonem. - zaśmiał się potwór, który stał na przeciwko mnie. Nawet nie wiem czy można powiedzieć, że stał, raczej unosił się. - Boisz się mnie ? - zapytał. Jego głos był straszny, tak jakby mówiły miliony takich demonów, ale przede mną był tylko jeden.
- Nie, nie boję się ciebie. - skłamałam. - Czego ode mnie chcesz ?
- To ty tu przyszłaś
- Ale to ty mi się pokazałeś. Jeśli niczego ode mnie nie chcesz to odejdź ! - zawołałam. Naprawdę nie wiem co się wtedy ze mną stało. Nigdy nie byłam taka odważna...
- Chcę twojej duszy - rzekł demon i skrępował mnie w ciasnym uścisku.
- Zostaw mnie. Jak chcesz zabrać moją duszę ? - spytałam odważnie i wyrwałam się z uścisku demona.
- Jesteś zwykłym człowiekiem, nigdy tego nie zrozumiesz. Dla was ludzi liczą się tylko pieniądze i kariera, nie myślicie o tym, co jest naprawdę ważne. Myślisz, że jak udajesz odważną to coś ci to pomoże ? - zapytał tym okropnym głosem potwór.
- Tak. Pomoże. Kto ma wiarę w siebie żyje dłużej.
- Ha. Jaka ty jesteś głupiutka, widać, że jeszcze niczego nie rozumiesz. To strach rządzi tym światem.
- Strach przed czym ?
- Strach przed wszystkim.
- Czyli ?
- Strach przed samym sobą.
- Ale ja się siebie nie boję - oznajmiłam
- Ale boisz się mnie, przyznaj ! - rzekł demon
- Nie, nie boję się ! - krzyknęłam
- Kłamstwem nic nie wskórasz. - powiedział upiór.
- Dobra... Przyznaję się. Jesteś straszny, boję się ciebie. 

- Właśnie czekałem, aż to powiesz. Żywię się ludzkim strachem, wiesz ? - zapytał demon i dotknął mojego serca. - Twoja dusza, twój strach za chwilę będą we mnie. Stanę się większy, urosnę w siłę i pokonam was, niewdzięczników. - powiedział i poczułam ból w klatce piersiowej, tak jakby ktoś wyrywał ze mnie jakiś organ, sparaliżowało mnie, widziałam tylko jasnoniebieską poświatę w ręce demona. Upadłam na ziemię. Moje ciało leżało bezwiednie. Martwe.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Magiczne szkiełko

Byłam w dole, byłam w tak głębokim dole, upadłam na duchu, w żaden sposób nie mogłam się podnieść. Moje życie zaczęło się walić. Nie miałam żadnego pomysłu jak się uratować. Zaczęłam ćpać, palić i pić, nie potrafiłam się z niczego cieszyć. Krótko mówiąc stałam się marginesem społecznym.
Szłam spokojnie ulicą, nie miałam zamierzonego celu, chciałam po prostu się przejść i po raz kolejny przemyśleć całe moje życie. Znów nic nie przyszło mi do głowy. Przechodziłam obok straganu, starszy, siwiutki pan, który z wyglądu był bardzo sympatyczny odezwał się do mnie .
- Szukasz czegoś?
- Tak. - odpowiedziałam
- Czego ? - zadał kolejne pytanie.
- Szczęścia.
- Gdzie zamierzasz je znaleźć ?
- Nie wiem. Jak na razie szukam go tam, gdzie nie powinnam - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Aha. Masz, trzymaj - powiedział staruszek i podał mi kawałek szkła, które w słońcu mieniło się kolorami tęczy. - Spróbuj znaleźć szczęście.
- Gdzie ?! W tym kawałku szkła ?! Śmieszny pan jest ! - powiedziałam i trzymając szkiełko w ręku szybkim krokiem ruszyłam przed siebie. Zatrzymałam się w jakimś zaułku i spojrzałam w szkło. Przyjrzałam się mu dokładnie. Nie było w nim nic nadzwyczajnego, zwykłe szkiełko, które mieniło się kolorami. Nic, zupełnie nic nie było widać, oprócz kolorów. Oprócz kolorów, których brakowało w moim życiu... Czyżby te kolory miały symbolizować szczęście ? Ale jak je znaleźć... " Ale szmelc" pomyślałam i rzuciłam szkło na ziemię. Rozbiło się na dwie części. Pozbierałam je z podłogi i w pośpiechu i przyłożyłam jedno do drugiego, magicznie się złączyło, nie było widać śladu po pęknięciu. Znów rzuciłam je na ziemię, powtórzyłam czynności, znów się złączyło. "Dziwne." pomyślałam.  Postanowiłam pójść do domu. Weszłam do środka. Jak zwykle przywitały mnie niezadowolone miny rodziców.
- Gdzie znowu byłaś ? - zapytał surowo ojciec.
- Na spacerze. - odpowiedziałam najspokojniej w świecie.
- Dlaczego nie powiedziałaś, że wychodzisz ? - zapytała matka
- I tak byście nie zwrócili uwagi - powiedziałam i poszłam w stronę pokoju.  Jak zwykle mogłam liczyć na moich rodziców. Nigdy mnie nie wspierali, nie pomagali mi, nigdy nie chcieli mi pomóc. Ich hobby było darcie się po mnie. Nienawidziłam ich, nie mogłam się doczekać, aż będę mogła wyprowadzić się z domu. Usiadłam na łóżku. Wyciągnęłam z kieszeni magiczne szkiełko i dokładnie się mu przyjrzałam. Po raz kolejny rzuciłam go na ziemię, podniosłam i złączyłam. Zawsze było tak samo, kiedy upadło, kiedy się złamało, dało radę się naprawić, złączyć, podnieść. "No przecież " pomyślałam. Każdy człowiek ma szansę się naprawić, podnieść po upadku. Po każdym upadku. Trzeba tylko chcieć. Ja chciałam, ale brakowało mi wiary w siebie. Nie miałam nikogo, kto mógłby mnie wesprzeć, kto mógłby mnie zachęcić do zmiany, nie było nikogo dla kogo miałabym chęć się zmienić. Brakowało mi motywacji.
Jeszcze raz spojrzałam na szkiełko, nie było widać śladu po żadnym upadku, coś jeszcze... było ładniejsze niż przed rozbiciem i nikt nie prosił szkiełka by się złączyło. Postanowiłam pójść do poradni, chciałam wyjść z nałogu. Po jakimś czasie przestałam ćpać, już nigdy więcej nie użyłam narkotyków. Już nigdy więcej nie tknęłam alkoholu ani papierosów. Zaczęłam nowe życie, po kilku latach przypomniałam sobie o staruszku, który dał mi szkiełko. Poszłam w miejsce, w którym niegdyś stał stragan. Był zamknięty. Na budce widniała kartka : Świętej pamięci Edward Strzemiecki. 
"Czyli on zmarł ? Tak bardzo mi pomógł, nawet nie zdążyłam mu podziękować" pomyślałam, a z moich oczu popłynęły łzy. Poszłam na cmentarz. Po 3-godzinnym szukaniu nie znalazłam jego grobu, nigdzie go nie było. Nagle na jednym z murków siedziała postać, postać bardzo podobna do tego staruszka. Podeszłam do niego.
- Dzień dobry. Pan Edward ? - zapytałam.
- Tak, odszedłem. Jak to możliwe, że mnie widzisz ? Ja nie istnieję, ja nigdzie nie istnieję, zginąłem... nie znaleziono mojego ciała, nie zorganizowano dla mnie pogrzebu, nie mogę odejść z ziemi. Jak to możliwe, że mnie widzisz ? - zapytał mężczyzna.
- E... ja... znaczy... pan sobie ze mnie żartuje ? - zapytałam.
- Nie, nie żartuję. - powiedział pan Edward
- Gdzie jest pana ciało ?
- Tam leży - powiedział staruszek i wskazał na polanę na przeciwko cmentarza.
- Chodźmy - rzekłam i poszliśmy w stronę polany. Na samym jej kraju spostrzegłam ciało staruszka, było całe sine. Zadzwoniłam po policję i po straż pożarną. Zapakowano martwe ciało do czarnego wora i wsadzono do karawanu.
- Zajmę się pana pogrzebem - wyszeptałam do ducha, a on zniknął.
w dniu pogrzebu
Pierwszy raz od spotkania na cmentarzu zobaczyłam ducha staruszka. Podeszłam do niego.
- Zapomniałam panu podziękować za szkiełko, to że teraz tu jestem, to że się zmieniłam to jest pana zasługa. Dziękuję . - powiedziałam.
- Nie masz za co dziękować. To ty się zmieniłaś, to nie moja zasługa. To twój umysł i twoje serce cię zmieniło. - powiedział duch staruszka. - To ja ci dziękuję, że dałaś mi szansę wiecznego życia.
- Więc jesteśmy kwita - powiedziałam i uśmiechnęłam się. - Spoczywaj w pokoju. - dodałam i poszłam w stronę trumny. Msza pożegnalna się zaczęła. Pogrzeb był bardzo wzruszający. Do końca życia nie zapomnę o tym staruszku. Mógł mówić co chciał, ale to dzięki niemu się zmieniłam.
 Życzę każdemu, kto się stoczył tak jak ja, żeby spotkał takiego "staruszka" i zmienił swoje życie. Wystarczy chcieć. "Chcieć to móc, a móc to chcieć."

sobota, 17 sierpnia 2013

Druga szansa na życie

"No świetnie, nawet dobrze nie wyszłam z domu, a już gleba" pomyślałam i wstałam z zimnego i brudnego śniegu. Poszłam się przebrać. Buty na obcasie nie były dobrym rozwiązaniem na mroźną zimę. Wybiegłam z domu, znów byłam spóźniona. Szybkim krokiem mknęłam chodnikiem, towarzyszył mi jedynie chrupiący śnieg pod butami i piosenka, która go zagłuszała. Byłam już w połowie drogi kiedy skończyła się moja playlista. "Muszę ściągnąć więcej piosenek" pomyślałam. Wyłączyłam mp3 i spojrzałam na zegarek. Byłam już 10 minut spóźniona, a nie byłam w stanie się usprawiedliwić, bo nie miałam żadnych pieniędzy na koncie w telefonie. "Mariusz znowu się na mnie obrazi, no nic" pomyślałam i przyspieszyłam kroku. Zostało mi jeszcze tylko 7 minut drogi. Po chwili zadzwonił mój telefon. Odebrałam
- Anka, zawsze muszę na ciebie czekać ! Gdzie jesteś ?! - zapytał wściekły męski głos.
- Przepraszam, znowu się wywaliłam przed domem. Zaraz będę. - oznajmiłam
- Zawsze masz tą samą wymówkę. Wymyśl coś nowego - powiedział chłopak
- Nie kłamię ! - wrzasnęłam do telefonu, ale Mariusz zdążył się rozłączyć. "Ale on jest denerwujący, nigdy mi nie wierzy" pomyślałam, a łzy spłynęły po moich zmarzniętych policzkach. Biegłam, chciałam być na miejscu jak najszybciej, chciałam mu wygarnąć. "Jest beznadziejny, ma auto, mógł po mnie przyjechać. Skąpiec, na benzynę mu pewnie szkoda, okropny jest, nienawidzę go. Za takiego chłopaka to ja dziękuję" pomyślałam. Zamyślona biegłam patrząc przed siebie.  Nagle potknęłam się o bryłę śniegu z lodem i poślizgnęłam się "Jak zwykle, mój pech." pomyślałam i w ciągu kilku sekund znalazłam się pod kołami rozpędzonego samochodu.

. . .

Stałam w białym pokoju. Był zupełnie pusty. Nie było tu drzwi, mebli, okien, nie było niczego, zupełnie niczego. " Wariatkowo" pomyślałam. Zawsze wiedziałam, że kiedyś tam trafię, ale ostatnie co pamiętam to koła samochodu, więc jak to możliwe ? Może to niebo... albo czyściec ? Sąd ostateczny ? 
Nagle otwarły się przede mną ogromne drzwi (które były ukryte w ścianie) biło z nich złociste światło, miliony malutkich ogników latały po pomieszczeniu. Po chwili zobaczyłam, że ktoś wychodzi z drzwi. Była to dużo wyższa i dużo większa ode mnie postać, ubrana w śnieżnobiałe szaty. Do moich uszu dobiegł niski, męski głos
- Masz jeszcze jedną szansę, wykorzystaj ją mądrze. Wracaj tam, bądź dobrym człowiekiem i naucz się kochać. Naucz się kochać ludzi i życie, naucz się kochać Boga i wszystko co cię otacza. - powiedział i wszystko zrobiło się czarne. 

. . . 

Bolało mnie całe ciało, czułam się ciężka, wszystko było takie dziwne. Z ledwością otworzyłam oczy, moje powieki było okropnie ciężkie, rozejrzałam się po szpitalnym pokoju i obok mnie zobaczyłam mojego bliskiego przyjaciela Piotrka, płakał. Zamknęłam oczy.
- Aniu, proszę nie zostawiaj mnie, minął już tydzień, nie możesz odejść obudź się. Jesteś dla mnie wszystkim. - mówił
- Nie może pan tu tak siedzieć cały czas, musi pan odpocząć - usłyszałam troskliwy głos pielęgniarki. - powiadomimy pana jak się obudzi. - dodała.
- Nie, chcę z nią zostać, chcę zostać z nią do końca - powiedział chłopak. Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi.  - Chłopak chwycił moją rękę. Poczułam jego ciepło, jego bliskość. Coś mnie tknęło, nigdy nie czułam się tak w jego obecności.
- Aniu, Kocham cię. Naprawdę cię kocham, jesteś dla mnie wszystkim . Nie chcę cię stracić. Jeśli odejdziesz, wiedz że ja nigdy się nie poddam, będę walczył, będę żył. Dla ciebie. - powiedział. Zamarłam "Czy on powiedział, że mnie kocha ? Nie, to niemożliwe" pomyślałam. Znów otworzyłam oczy, chciałam zobaczyć mojego przyjaciela.
- E Ty... ANIA OBUDZIŁAŚ SIĘ ! WIEDZIAŁEM, ŻE NIE UMRZESZ ! - krzyczał uradowany chłopak.  Po chwili na salę wbiegło jakichś 5 lekarzy.
- Co się stało ?! - zapytał jeden z nich
- Obudziła się ! Obudziła ! - krzyczał chłopak
- Proszę nie krzyczeć - uspokoiła go pielęgniarka, która właśnie weszła do pomieszczenia.
- Czy ja... czy ja mogę zostać teraz sama z Piotrkiem ? - zapytałam lekarzy. O dziwo, nie miałam jakichś większych trudności z mówieniem, miałam tylko lekką chrypkę i nic więcej.
- Oczywiście - powiedział doktor i wszyscy wyszli z sali.
- Piotrek... przepraszam. Przepraszam za to, że nie okazywałam ci swoich prawdziwych uczuć. Kocham cię,  Mariusz to palant, już długo nic dla mnie nie znaczył, po prostu byłam do niego przyzwyczajona, nie chciałam by między mną a tobą się coś zmieniło, ale teraz już wiem, że ty też mnie kochasz i...
- Skąd wiesz ?! - zapytał przerażony chłopak.
- Słyszałam jak to mówiłeś. - zaśmiałam się. Chłopak wyraźnie się zmieszał.
- Więc daj mi dokończyć - powiedziałam. - Ja też cię kocham - dodałam i nasze usta złączyły się w pełnym miłości pocałunku. Gdy już wyszłam ze szpitala zaczęłam patrzeć inaczej na świat. Cieszyłam się z każdej, nawet najmniejszej rzeczy, moje życie znów nabrało sensu i nie było zwykłą rutyną, tak jak powiedział ten mężczyzna... nauczyłam się kochać, Bóg pozwolił mi zacząć nowe życie. Pozwolił mi się zmienić, poprawić, po prostu stać się dobrym i wrażliwym człowiekiem.